Acer

 

https://fitwheels.eu/

 

Wjazd na Śnieżkę MTB - Marek

1.09.2017 r. Rowerem na Śnieżkę

Wracamy na Dolny Śląsk na Uphill na Śnieżkę, tym razem pod nazwą Rowerem na Śnieżkę. Organizatorem imprezy był Rotary Klub Karpacz Karkonosze, a środki uzyskane od startujących przeznaczane są na cele charytatywne. Tym razem na dofinansowanie stypendiów naukowych dla uzdolnionych dzieci ze szkół gminnych, których sytuacja materialna rodziców nie pozwala na ich dalsze kształcenie.

Śnieżkę na rowerze zdobywałem już wielokrotnie, zawsze, po za jedną sytuacją, w której to jakiś przyjaciel zawodniczki, którą popchał tuż przed szczytem i zabiegł mi drogę, pokonywałem w całości na siodle. I zawsze efektem była wielka radość ze zdobycia tego szczytu. Pogoda w górach była zawsze trudna do przewidzenia. Często było słonecznie, choć chłodno. Tu jak nigdzie indziej  można natknąć się na niespotykane wiatry, która raz pomagają, by za chwilę  powiać w twarz. A jak to pięknie było gdy wiał z prędkością 80 km/h. to warto przeżyć na rowerze.

Każdego roku tylko dwukrotnie można wjechać rowerem na Śnieżkę. Raz na imprezie Macieja Grabka-Uhill Race i właśnie na Rowerem na Śnieżkę. To co odróżnia zawody, to trasa. Maciej Grabek prowadzi kolarzy główną drogą przez Karpacz, podczas, gdy z Rotary Klubem jedziemy przez Orlinek, czyli na rondzie przy stacji Orlen, skręcamy w lewo. 

Druga rzecz to pamiątkowe koszulki. Tu Rotary zdecydowanie górują pod względem jakościowym.

Dość nietypowo, bo w piątek 1.09.2017 r. odbyła się impreza, ale to może ze względu na to, że początek roku szkolnego w tym roku zaplanowano na 4 września.  

O ile pogoda czwartkowa dawała nadzieję na piękną aurę, tak w piątek wszystko się zmieniło. Już od rana padał deszcz, a im bliżej zawodów tym, intensywność opadów rosła. Kilkadziesiąt osób zapewne zrezygnowało, ale i tak był ona około 300 osób. Z powodu pogody warunki na Śnieżce stały się tak trudne, że organizator skrócił trasę i metę usytuował przy Domu Śląskim. Pisze relację już po przeczytaniu kilku krótkich wpisów o ekstremalnych warunkach, czy opiniach o survivalu. Raczej nie podzielam poglądów aby warunki pogodowe były szczególnie uciążliwe. Kto jechał deszczowa Rabkę Zdrój czy Kraków w 2010 r. a nawet pierwszy etap Bike Adventure 2013 r. raczej warunkami w piętek nie przeraził się. Po prostu descz i chłód, na które można dobrać strój, a już po starcie można zapomnieć o deszczu. Kiedy ruszyliśmy opady zeszły na dalszy plan. Jeden klasyków mawia, że pogoda na rower może być dobra albo bardzo dobra.  

Ruszyliśmy z biura zawodów z Hotelu Relaks w Karpaczu o godzinie  10:45, dojechaliśmy pod Bachus i kościół, spod którego ruszyliśmy z bój. Początek jakiś niemrawy. Ja jechałem niemal z samego końca i nie wiem, czemu było tak powoli, może ktoś wystraszył się ogrodzeń kilku restauracyjnych ogródków na deptaku, którym jechaliśmy. Tradycyjne  pierwsza cześć wiedzie ulicą Konstytucji 3-go maj, tam włączamy się do głównej drogi pierwszym bardziej nachylonym odcinkiem i dalej w kierunku Białego Jaru. Jedziemy asfaltem, pomału zwiększam prędkość wyprzedzając zawodników startujących przede mną. Nie czuję deszczu, może to kask, może to radość z jazdy, może wysiłek, w każdym razie jedzie mi się znakomicie. Z przodu mam środkowe przełożenie (z trzech  w rowerze Author era 2.0). Skręcamy na rondzie w lewo na ul. Olimpijską po to by po 3 km zdobyć do kolekcji tegorocznych podjazdów Orlinek, znany z Tour de Pologne. O dziwo jadę go dość żwawo, choć bywało już szybciej na rowerze szosowym. Najciężej od skoczni do wypłaszczenia. Z Orlinka szyki zjazd do głównej drogi i potem w lewo i następnie już kolejne poważne nachylenie a więc zakręt w kierunku Kościoła Wang. Tu  średnie nachylenie wynosi ok. 13 %, są pierwsi prowadzący rowery. Wang to uczęszczany zabytek w Karpaczu, turyści tam idący kibicują nam życzliwie. Mijamy  Świątynię Wang (885 m n.p.m.) i od bramy wjazdowej do Karkonoskiego Parku Narodowego rozpoczyna właściwa część uphill.

zdjęcie fotosa.pl

Zmienia się nawierzchnia i już do końca będzie to rozmaitego rodzaju, kostka, czasami kocie łby, czasami powbijane kamienie. Początek to jeden tych trudniejszych odcinków, duże nachylenie i nierówna nawierzchnia spowalnia zawodników niektórych zrzuca z rowerów, zresztą nim dojechaliśmy do Wangu kilkoro już prowadziło. Ten podjazd trwa dość długo, ma lekkie wypłaszczenie potem kolejne dwie ścianki i wreszcie zjazd  na Polanę Bronka Czecha. Mimo, że zjeżdżamy jakoś nie można rozwinąć prędkości. Nie pisze nawet o zimnie, bo przy takiej pracy całego ciała zimno po prostu nie jest. Być może pada, ale to nie ważne. Staram się jechać cały czas środkiem drogi, najlepiej ułożoną kostką. Polana we mgle, jak cała trasa. Widać tylko najbliższe drzewa, taka sceneria buduje klimat. Z Polany wjazd pod górkę i znowu zjazd, i przed nami według mnie najcięższy odcinek czyli jazd do schroniska Strzecha Akademicka. Nachylenie rośnie do ponad 12% zaś nawierzchnia coraz trudniejsza. Przyjmuję pochyloną sylwetkę, obciążam kierownicę, łapie rytm jazdy, równa kadencja, ale czuje zapas, więc przyspieszam i to daje efekt. Różnie ustawiam amortyzatory, na asfalcie wyłączyłem oba, potem już na terenie KPN jechałem z włączonym tylnym, potem na obu włączonych i dalej trudno powiedzieć jak jest optymalniebliżej Strzechy Akademickiej, tym ciężej, klika zakrętów, optymizmem napawa drogowskaz do Samotni,  to już blisko, wiatr chyba wieje w plecy, już na samą myśl lżej. Widoczność na kilka metrów,  Strzecha Akademicka a na wysokości 1258 m n.p.m. spowita mgłą. Ledwo widać budynek. Od Strzechy droga wizie w lewo i potem jakby w prawo przy nachyleniu 13%. Tu zawsze można zaatakować bo wielu zawodników opada z sił wytracając je na początkowych kilometrach w Karpaczu. Jakaś zawodniczka strasznie narzeka na trudność, o jak cierpi, ale to już końcówka jak to wjedziemy to do mety będzie z górki, ciężki ten ostatni odcinek podjazdowy ale w końcu jest 1427 m, i oto zjazd do Równi Pod Śnieżką. Na zjeździe musimy ominąć pachołki wygradzające drogę dla turystów, nie wszyscy w pełni to tego się stosują i tam, gdzie pachołków już nie ma zjeżdżają na przeznaczone dla pieszych  szutrowe pobocze. Ja pozostaję na środku, na którym spowalniają mnie kocie łby. Uważam, żeby nie uderzyć pieszego, tym bardziej, że okulary niemal całkowicie. W końcu dojeżdżam do mety, a spostrzegam ja  widząc rozmyty widok flesza zegara Datysport. Po godzinie i 26 minutach kończę trasę. Otrzymuję pamiątkowy medal za ukończenie. Przy domu Śląskim niesamowita wichura, podobno 100 km/h, teraz dopiero odczuwam zimno. Jakżesz przyjemnie wejść do schroniska, zjeść ciasto wypić herbatę. Z drugiej strony ciekawe, jak w takim wietrze wyglądałyby ostatnie dwa kilometry na szczyt Śnieżki...

Pozostał jeszcze zjazd. chciałem pojechać z pierwszą grupa, ale po kilku chwilach czekania, tak zmarzłem, ze uciekłem do schroniska. Poczekałem na drugą grupę i spokojnie zjechałem, oczywiście downhill ze Śnieżki to nie mniejszy wysiłek niż podjazd. jazda po kocich łbach podwoje, że dłonie płoną. Trochę  odpoczynku jest na kilku odcinkach pod górkę. Z wielką ulgą dla dłoni wyjeżdżam z KPN do ulewnego Karpacza, ulicami spływa woda, więc jazda na rowerze staje się kąpielą. Przemoczony do suchej nitki  przyjeżdżam do samochodu. W hotelu Relaks makaron z wyśmienitym sosie i znakomitych warunkach restauracyjnych.

Sezon zbliża się do końca. Gdzie warto pojechać? Uzupełniając artykuł Bartka mogę wskazać imprezę w Krynicy Górskiej-szosowy weekend Majka (ten Majka) Days 16-17.09. z kolei dla fanów ciekawego mtb 16.09 Puchar Stefy MTB w Jodłowniku. Ja planuję start 17.09 Rowerem przez Karkonosze z Karpacza do Szklarskiej Poręby (impreza Rotary Klubu). Tego samego dnia fanom leśnego mtb polecam rewelacyjną trasę w Czerwieńsku koło Zielonej Góry – mtb Wilcza. będzie naprawdę wymagająca, pełna podjazdów i zjazdów. Z kolei widowiskowymi zjazdami można będzie cieszyć się na trasie Mistrzostw Zielonej Góry w Przytoku – to 24.09. Jeśli chcecie poznać cykl Kaczmarek Electric z najlepszej strony to polecam 1.10 maraton w Wolsztynie. Moim zdaniem najlepsza trasa w całej edycji. 

 

Marek Śledziona 

Road-Racing.pl