Acer

 

https://fitwheels.eu/

 

Uphill na Szrenicę MTB okiem Marka

Kategoria

Za chwilę na Śnieżke wjadą Łukasz Krzyszczak i Kuba Żoga życzymy im powodzenia  tymczasem swoimi wrażeniami podzieli się  z Wami redkator Marek.

Rowerem Na Szrenicę - 18-06 -2017 m

W góry powróciłem 11.06.2017 r. w Walimiu. Kolejną planowaną imprezą był Wjazd na Szrenicę.

W 2013 r. Rotary Klub z Karpacza zorganizował wjazd Rowerem na Śnieżkę, drugi po Uphillu Macieja Grabka, tym się różniący od imprezy Grabek Promotion, że trasa wiodła przez Orlinek.

Z czasem pojawiły się kolejne propozycje – Rowerem na Szrenicę oraz Rowerem przez Karkonosze i obecnie tworzą one Koronę Karkonoszy.

Ten sezon poświęcam nie tyle konkretnym cyklom, ile imprezom, które po prostu lubię. A trasy Rowerem na Szrenicę po prostu nie można nie polubić. Po pierwsze miejsce - Szklarska Poręba to znakomite trasy rowerowe, wiele szutrów, podjazdów, zjazdów ale tez odcinków technicznych. Któż zatem nie walczył na Petrowce, nie jechał drogą pod Reglami, nie podjeżdżał drogą rowerową 5, 3 czy 12. A jeśli jeszcze traficie na zielony szlak to dotrzecie do Grzybowca, stamtąd pięknymi singalmi i technicznymi odcinkami aż do wodospadu Szklarki. Kiedyś pomyliłem single i ostatecznie wyjechałem na krzyżówce do Piechowic.

I do tak ulubionego miejsca przyjechałem po kliku latach nieobecności. W radiu nic szczególnego, w trójce audycja dla dzieci, poranna jedynka niemal jak Radio Maryja, Rmf i Zet siedem dni w tygodni ta sama katownia, więc w odtwarzaczu Męskie Granie 2016 i covery w wykonaniu orkiestry z Dawidem Podsiadło i Tomaszem Organkiem w rolach głównych.

 Przed impreza trochę popadało, ale niedziela miała być słoneczna i upalna. O 9 rano nic tego nie zapowiadało. Było dość chłodno, a Szrenica w chmurach i mgle, organizatorzy -podogoni panowie z Rotary Klub mówili, że na szczycie 4 stopnie. W biurze zwodów mały ruch, spotykam Stanisława Chromińskiego, moim zdaniem autora najlepszych tras szosowych na Maratonach Liczyrzepy z alt 2010-2012. Cóż tam się działo… Tytułem dygresji wspomnę, że w tym roku Liczyrzepę organizują pasjonaci z Lwówka Śląskiego i trasa powiedzie w powiecie lwówecki. Zapewniam, że zaspokoi oczekiwania nawet najwybredniejszych. Road-Racing pomoże w promowaniu imprezy, przeprowadzimy objazd trasy. Wszak znamy te tereny i cieszymy się na przybycie tutaj większej rzeszy kolarzy amatorów.      

Wracamy do Szklarskiej Poręby w okolice dolnej stacji wyciągu. Na starcie około 100 osób, w tym Mirek ze Szczytnicy i przesympatyczny Wojtek z Bogatyni (Xtra Bike Team Bolesławiec). Są zatem kolarze z bolesławieckich teamów. Robimy kilka fotek przed startem, następnie jadę na krótką przejażdżkę, teoretycznie rozgrzewkę. Trochę do góry trochę w dół. Robi się coraz cieplej więc jadę na krótko. Coś cieplejszego na szczyt zawiezie samochód organizatorów. Niedługo start , trasa taka jak przed dwoma laty, więc pamiętam szutrową pierwszą część, następnie odcinek techniczny, pewnie będzie błoto, od wodospadu Kamieńczyka już tylko bardzo stromo, kamieniście i betonowo

Zatem ruszamy, najpierw honorowy przejazd na ulicę Kazimierza Przerwy-Tetmajera i stamtąd ruszamy Drogą pod Reglami. Początek żwawy, każdy ma ochotę jechać. Nawierzchnia szutrowa, mokra, ale nie grząska. Początkowy odcinek lekko pod górę, potem zjazd do Trzech Jaworów i po 4 kilometrach nawrót w prawo na drogę nr 5. Rozpoczynamy pierwszy poważny podjazd.  Wspinamy się przez ponad 3 km, kilka zakrętów to w lewo to prawo. Jedzie się naprawdę przyjemne, coraz cieplej, świeci słońce, widać błękit nieba a chwilami wyłaniają się widoki Szrenicy. Ależ wysoko ten nasz cel jazdy. Stawka mocno się rozciągnęła, jazdę sobie swoje płynnie, rytmicznie, sięgam po pierwszy żel, sporo tez musze pić. Po wjechaniu na szczyt podjazdu nagroda czyli zjazd, ponad 2 km w dół po nawierzchni, wymagającej koncentracji, opady nieco ją spulchniły, ponadto sporo kamyków, tłucznia, przepustów wodnych. Nie przypadkiem zatem kilku zawodników walczy z kapciami. Ostry zjazd kończy się nagle i następuje jeszcze jeden budzący respekt podjazd, ten jednak nie jest tak długi naj poprzedni, następnie kilka niewielkich wzniesień i dojeżdżamy do trasy narciarskiej Puchatek, która zjeżdżamy pod dolna stację wyciągu. Zanim ruszę w drugą część trasy, na bufecie uzupełniam bidon, zjadam banana. Od 14 kilometra zaczyna się poważniejsza część trasy. Na początek trawiasty podjazd i do góry po narciarskiej trasie Lolobrygidzie. Tam pierwsze kamienie i korzenie, nierówności spiętrzenia, wymagają koncentracji, ale to wszystko do wjechania. Teraz jesteśmy w okolicach parkingów przy wodospadzie Kamieńczyku i zaczyna się techniczny odcinek. Trzeba zatem zaatakować mocno o nachylonego singla (nawet 29%) i kręcić na wysokiej kadencji, ale tez z dużą silą by utrzymać się na rowerze, komuś nie wytrzymuje łańcuch. Rzuca rower ze złością. Teraz ów błotny odcinek, na szczęcie trasa pusta, nikogo w pobliżu więc dobrze się jedzie, dwa lata temu tutaj właśnie prowadziłem. Teraz na siodle. Jeszcze jeden mocny krótki  podjazd i jestem na asfalcie prowadzącym do wodospadu.  Ten odcinek to chwila na przygotowanie głowy i nóg do głównej atrakcji – brukowo-betonowego odcinka na Szrenicę. Zbliżam się, patrzę w górę, wygląda to porażająco-ścianka. Ale cóż atakujemy! Wysoka kadencja, obciążenie kierownicy, posiedzę nieco na początku siodła i wyłączam amortyzatory i do góry. Początek mocno nachylony, jest chwilami powyżej 20 %, nie patrzę jednak do góry ale tylko bezpośrednio przed rower. Widzę, co jechać, unikam szczelin między kostkami i nie przejmuję stromizną. Z każdym obrotem coraz wyżej. Wiem, że dwa lata temu gdzieś wyżej na tym bruku nie dałem rady, teraz wytrwale, atakuję, nie odpuszczam, liczy się jazda, i jestem coraz wyżej, nie dopuszczam myśli, że jest za ciężko, niech będzie ciężko, w końcu to Szrenica. Ta brukowa cześć to sekwencja trzech stromizn z lekkimi wypłaszczeniami. I za każdym razem, choć wydaje się, że to już nie do wjechania przychodzi mobilizacja i jadę. W końcu przy tablicy informacyjnej nawierzchnia przechodzi w płyty chodnikowe sześcienne. Od razu łatwiej co prawda zwiększa się nachylenie, ale tu rower dobrze się trzyma, bo płyty równe. Po kilkuset metrach jednak pojawiają się płyty „zdobione” kamieniami i znowu jest trudniej. Ale jakoś jadę, mam wrażenie, że to czego kiedyś nie wjechałem już za mną. Sporo turystów na szlaku, czasami ktoś dopinguje, szczególnie sympatyczni są trzej Niemcy, z którymi wymieniam okrzyki stadionowe, a radość jest bo oto na widoku schronisko, czyli już meta. Na drodze fotograf.  Myśląc, ze dojeżdżam do mety unoszę z radością rękę do góry. Po drodze spotyka mnie Adam -kolarz z Osiecznicy, on dziś pieszo.  P chwili okazuje się, że to schronisko to Hala Szrenicka, a nie Szrenica a meta wysoko trochę w oddali. N wypłaszczeni uwłaczam amory w tym tylny i tak podjeżdżam końcówkę. Chyba to lekki błąd jazda na amortyzatorach. Trochę ciężej niż wcześniej. Ale może to kwestia zmęczenia trasa. Na szczęści już coraz bliżej, już widać da łuki, pierwszy w prawo dojazd w lewo do mety. Po niemal 2m godzinach jest koniec. Cóż za piękny wysiłek. Uphill na Szrenice znakomicie się obronił. Było trudniej niż na Śnieżce Każdy cieszy się z pokonania trasy. Na górze pamiątkowe zdjęcia robi  Wojtek, dwie dziewczynki bliźniaczki z rowerkami tez robią sobie z nami zdjęcie. Podziwiamy widoki, bo pogoda jest piękna. Teraz troch rozmów, w tym z drugim na mecie Michałem Fickiem, ten jest mocny – sobota Bike Maraton w Ludwikowicach Kłodzkich, niedziela na Szrenicy w 1 godz i 7 minut. Za każdym razie w czołówce. Przed Michałem Bike Adventure.

Czas na zjazd ze Szrenicy. To dopiero koszmar, jazda po kamienistych zboczach. Na kocich łba dłonie wręcz płona, ale zjeżdżam bez zatrzymywania.

Piękna to była impreza, pewnie jeszcze się tu spotkamy.

 

Marek Śledziona

Road-Racing.pl