Acer

 

https://fitwheels.eu/

 

Redaktor Marek i jego wrażenia z MTB Kaczmarek Sulechów

Kategoria

IV etap Grand Prix Kaczmarek Electric MTB w Sulechowie 28.05.2017 r.

 

To miała być topowa trasa Cyklu Kaczmarek MTB i nawet nie będę krył swojej oceny – taką była.

Sulechów zapadło mi w pamięć, gdyż w 2013 r. praktycznie bez przygotowania, po trzytygodniowej chorobie pojechałem na ten maraton i wróciłem głęboko rozczarowany. Nie dość że ledwo jechałem, to jeszcze na trasie wynudziłem się niemiłosiernie, było płasko, niemal bez historii. W kolejnym roku Sulechowa w planach nie miałem, a jednak przeczytawszy zachęty autorów trasy pojechałem i …zaliczyłem jedną z najciekawszych imprez leśnego mtb. Nie dość, że padający deszcz zabłocił trasę, to ta jeszcze okazała się prawdziwym hitem, pokonywanie licznych singli i podjazdów  okazało się nie lada wyzwaniem. Zresztą poczytajcie i tę relację https://www.facebook.com/marek.sledziona.1/posts/723615054347914:0

Szkoda było zatem kolejnych lat, kiedy zabrakło czasu na Sulechów. Ale tym razem ostatnią niedzielę maja 28.05.2017 r. udało się przeznaczyć  na MTB w Sulechowie.

Wielkie uznanie należy się  autorom trasy, wykazali niespotykane zaangażowanie. Na stronie ukazał się opis trasy. W Internecie Szaj bajk zamieścił godzinny film z objazdu trasy z komentarzem, dużo było postów na Fb. Ostatni raz taką aktywność wykazywał Kowal z Karpacza kiedy opisywał trasy Powerade mtb, sporo pisał, ale prezentacja na filmie, tego jeszcze nie było. Na trasie również wspaniała obstawa, porównywalna z Murowana Gośliną Grzegorza Golonki, czy Łagów mtb. Wielu wolontariuszy, strażacy, a 200 m przed ostrym zakrętem w prawo i na samym zakręcie chłopcy z żółtymi flagami. Taka organizacja to chyba wzorzec pracy.

Niedziela była upalna i parna. Organizator jak zawsze zaproponował stoisko z izotonikiem, na szczęście tak ustawione, ze ciężko było je znaleźć, ale kiedy dotarłem, bez oczekiwania w kolejce napełniłem bidon. Do samego Sulechowa dojazd dobry, przez Zielona Górę drogą 32 i potem S 3, która do zjazdu na Sulechów w całości w remoncie. Współczuję jadącym za parę tygodni  na wczasy. Szkoda, że audycja Wojciecha Manna-Piosenki bez granic w radiowej Trojce przesunięto na 10:00, nie ma czego słuchać w radiu w drodze, na szczęście Deep Purple wydali swoje Infinity, więc włączyłem sobie CD.

Dzięki znakomitej jeździe w Żarach obroniłem szósty sektor. Tradycyjnie na start dotarłem na końcu, obok stoi Ania, Rafal rusza z Elitą. Sporo ludzi z Bolesławca, Bikestacja, Xtra Bike, ale też Danuta Sudół z mężem. Tym razem sektory ruszają co 3 minuty. Obok nas stoi pan na stalowym składaku Meridy, kupionym w 1991 r. za 1800000 zł. Na jego koszulce napis Stalowa Łydka. Nie lada wyzwanie przed nim.

Ruszamy, jak wspomniałem w upale. Tempretura odczuwalna powyższej 30 st. zatem warunki niesprzyjające. Po krótkim betonowo-asfaltowym początku wjeżdżamy na szutro-piaski. Zaczyna potężnie pylic. Jadąc z tyłu widzę jeden wielki kłąb kurzu. Nic nie widać. Tempo szóstego sektora swoiste, a dodatkowo nie wiadomo dlaczego dość szybko grupa wyhamowuje, mimo, że na drodze nie ma żadnego wyboju ani zwężenia. Pierwsze 6 km dość szybkie, choć nie całkiem łatwe, żeby wyprzedzić muszę zmieniać strony, często jechać środkiem po trawie, co wyhamowuje, ale z drugiej strony wiem gdzie jadę, trasa ma być piękna, więc do przodu. Ścieżki są szutrowe, ale sporo jest piachu. Z kolei niemal każdy podjazd niestety zrzuca zawodników z rowerów, sporo jest prowadzących, nie zawsze ustępują jadącym, zatem muszę wrzucać najmniejsze obciążenie i wysoka kadencja. Pierwszy naradę trudny podjazd to singiel w górę, na Wzgórze Mistrzów zryta nawierzchnia i korzenie atakuję, puls w górę, coraz trudniej, trzeba się trzymać i jeszcze zmieścić w zakręcie w prawo. Na końcu podjazdu korzenie tworzą półkę. a nachylenie sięga 14%. Wjadę to? Włączam rezerwy adrenaliny z okrzykiem jesteś moja ozdobioną kawałkiem mięsa wpadam na szczyt tej góry, pomaga mi w tym doping od pozostałych zawodników (ci nie jadą, ale w końcu się rozchodzą) zdobywam ten podjazd na siodle. Niestety na wypłaszczeniu korek jest tak duży, że nie da się jechać. Parę metrów na nogach. Potem zgodnie z oczekiwaniami, single w górę w dół, płaskie, slalomy między drzewami, cudownie, wyboiście, korzeniście. Szerokich leśnych dróg niewiele, po kilkaset metrów, po to aby napić się, wzmocnić żelem, i znowu singlowo, a to w górę a to w dół. Zdarzył się mocno piaszczysty łącznik, który zrzucał nawet teoretycznie mocnych kolarzy. Trasa męczy, niemal na każdym podjeździe kolarze podchodzą, niemal zrezygnowani, nawet nie walczą, nie mają chyba sił bo trudno mówić o taktyce. Ale jak tu pokonać upał ponad 30 st. Na trasie sporo defektów, były tez kontuzje, zasłabnięcia. Chyba po raz pierwszy wziąłem, jak zawodnikowi ratownik medyczny podawał tlen.

Jeden podjazd prawie nie do wjechania. Najgorszy jest zjazd z Dziupli ze strefą kibica. Na mój gust trzeba było wziąć go z prawej strony, natomiast nim się zorientowałem, byłem z lewej strony, zahamowałem za piechurem i tyle wyszło ze zjeżdżania, ale nie widziałem nikogo zjeżdżającego. Dopiero po 21 km  na szerokiej na szczęście drodze puszczam prawa stroną czołówkę elity trzech zawodników Andrzej Kaiser (on wygra), Krzysztof Krzywy i Mariusz Gil. Chyba nikt więcej mnie nie zdublował. Nie świadczy bynajmniej o mojej szybkości, tylko o przewadze zwycięzców i trudności trasy. Na trasie było kilka bardzo wąskich i techniczny odcinków jak trawiasty  trawers szerokości pół metra a po obu stronach spady, przy moim przygotowaniu technicznym sukcesem było utrzymanie się na rowerze.

Był też podjazd pod Golgotę,  singiel zjazdowy Ryzel Szybki, Jeleń i wiele innych, ale o nich trudno mi pisać, bo w takim konglomeracie technicznych odcinków nie sposób je spamiętać, natomiast  charakterystyczne były przejazdy przez kładki.

We znaki dawał się upał na bufecie uzupełniam niemal pusty (po 16 km!) bidon, a wodę wylewam na siebie. Końcówka to znowu piachy (dość przejezdne) i szutry. Można się rozpędzić. Wreszcie meta. Ach co to była za trasa, za mną 1:42:31 jazdy, 421 open i 98 w m4, cóż za piękne liczby J . Piękna i przemyślana pod każdym względem, nie było choćby jednego przypadkowego, czy wciskanego na siłę odcinka. Mam jednak wrażenie, że trasa z 2014 r. była bardziej rytmiczna; może to kwestia warunków pogodowych, bo w deszczu lepiej mi się jechało niż w upale.

Marek Śledziona

Road-Racing.pl 

zdjęcia Fotosa.pl oraz podpisani na niach autorzy