Pierwszy wyścig szosowy z startu wspólnego- Leszno 2014
Ponowną przygodę z kolarstwem, piszę ponowną bo pierwsza fascynacja przyszła w czasach szkoły podstawowej,, rozpocząłem od roweru MTB Zaliczyłem blisko 30 maratonów MTB z cyklu Bikemaraton i MTB Marathon, i zainspirowany nabytkiem mojego brata Macieja ( niezły kolarz)- czyli piękna szosę Scott -zakupiłem rower szosowy.
Był to świetny Canyon na węglowej ramie i Shimano 105 - nabyłem go dokładnie w środku zimy 2014 -ciężko było na nim jeździć o tej porze roku, jednak zima była słaba, a chęci duże jeździłem mimo wszystko. Jestem znany z odporności na zimno na rowerze. Jednym z pierwszym celów był Grodziec, szosa zawładnęła mną szybko. Prędkość, lekkość jazdy, efektywność wysiłku to było to. Zakup szosy nałożył się na debiut portalu Strava w naszej okolicy co dodatkowo podkręciło ochotę na szybka jazdę. Góral kurzył się w domu, ujeżdżana była tylko szosa.
Canyon był minimalnie za duży. Po opanowaniu tematyki Bikefittingu w stopniu pozwalającym określić czego ja właściwie szukam, zmieniłem ramę Canyona na Felta już w moim rozmiarze. Tym to rowerem postanowiłem po zrobieniu jakiejkolwiek formy sprawdzić nogę w wyścigu - wymarzonym wyścigu na zamkniętej trasie z cała masa przeciwników i 90 km mniej więcej po płaskim do przejechania.
Dzień wyścigu nie zapowiadał szczególnie bezpiecznej zabawy przelotne deszcze nie zbyt ciepło.Na wyścig pojechałem sam najlepiej jak potrafię przygotowałem rower łańcuch posmarowany oliwka rower na wysokim błysku, zakupiłem w Bikestacji żele enervita zamieszałem wodę z miodem do bidonów. Wszystko sprawdziłem czy działa ruszyłem samochodem do Leszna.
Na Orlenie w Głogowie spotkałem znajomych z Verga z Jeleniej Góry, jechali z świetnym zawodnikiem współwłaścicielem firmy który ostatecznie ukończył zawody w czubie. Do Leszna było niedaleko zaczął kropić deszcz. Przebrałem się złożyłem rower czas odebrać pakiet myślę. Podszedłem po pakiet przymocowałem numer wypadałoby się rozgrzać ale 800 kolarzy i praktycznie jedna droga plus mocny opad deszczu osłabił moja chęć do rozgrzewki. Wpadłem jednak na dobry pomysł podjadę do CPN walnę sobie dużo kawę z furą cukru - tak to był świetny pomysł. Kawa po starcie zmobilizowała mnie do walki niestety mając doświadczenie z MTB gdzie start z końca stawki nie przekreśla szans na dobry wynik stanąłem na starcie w okolicy miejsca 550. Trudno się mówi na początku nie widziałem w tym nic złego.
Start!!!
Masa kolarzy ruszyła do przodu daleko z przodu jechały rozstawione osoby -wśród nich w zamian za świetny wynik na poprzedniej edycji mógł być Romek Smoleński. Ja opanowałem pierwszą adrenalinę wymieszaną z kofeina i zacząłem przedzierać sie do przodu. Wysiłek był bardzo intensywny dzięki Bogu wypiłem kawę inaczej ból nierozgrzanych nóg byłby straszny.
Nie jestem wirtuozem techniki ale jeżdżę pewnie skupiałem sie na tym żeby przy przejeździe przez pierwszą miejscowość na zakrętach trzymać swój tor jazdy i krótko mówiąc się nie zabić;-) około 10-15 kilometra uformowały się 30-40 osobowe peletony taktykę miałem prosta czułem że to nie jest jeszcze mój poziom więc spawałem od tyłu do takiej grupy , uspokojenie rytmu jadąc juz na kole i przedzieramy się do przodu zagadując do jakiegoś chętne pomagiera żeby skoczyć do następnej grupy. Z mojego koła 3 razy skorzystała dziewczyna która dzięki temu zajęła miejsce na podium w kategorii kobiet. Około 40 kilometra miałem już grupę która jechała dość mocno, doświadczyłem przy okazji boleśnie czym jest sprężyna na końcu grupy, po wyjściu z zakrętu jakaś nieznana siła naciąga końcówkę stawki która musi sie ostro zbierać by znowu bezpiecznie jechać po kole.
Bufet przy takich prędkościach, z stojącymi na nim butelkami z piciem był nieosiągalny co miałem w bidonach i kieszonkach było moje. Cały czas jechaliśmy mocno zaczęły się delikatne wzniesienia widzę że kolarze z którymi jadą jadą słabo pod górę wyskoczyłem na lewo i na jednym podjeździe wyprzedziłem z 50 osób. Były to osoby absolutnie nie nawykłe do podjazdów dla 2 % zmarszczka jest podjazdem więc udało się przebić do przodu .( ci nawykli do podjazdów byli przed nami;-) Te mikrogórki porozrywały grupy na mniejsze grupki do mety zostało 20 km wyjeżdżałem z Włoszakowic kierowaliśmy się do Leszna. Jechałem sam marzyłem o jakimś kole Wzrok to nie jest moja mocna stroną, jednak daleko przed sobą widziałem około 6 kolarzy Zaginałem się jak mogłem żeby ich dojść Patrzę na zegar przeciętna powyżej 37 km/h a d mety już tylko 15 km.Doszedłem ta grupkę w końcu później sobie zdałem sprawę z tego że jak ja sam dochodzę 6 gości to oni muszą być słabsi ode mnie normalnie nie miałbym żadnych szans.Jechałem z nimi kawałek tempo słabe grupa się powiększyła, spróbuje im uciec pomyślałem. Nie czułem się jednak mocno brakowało jednego żelu odskoczyłem na 100 metrów i zawisłem. Nie miałem szans na to żeby im odjechać mimo walki musiałem się cofnąć. Zbliżaliśmy się do mety mocno pracowałem z przodu nad tempem większość się za to mocno wiozła po kole. Po liczniku widzę że do mety 2 km. A tu nagle mija mnie 3 kozaków finiszu. Powiedziałem na głoś dziś nic z tego nie będziecie przede mną. Sił już nie miałem, ale wiodła mnie ambicja, skoczyłem na koło przesunąłem się za pierwszego kolarza ubranego w strój CCC. Do prostej finiszowej został ostatni zakręt w prawo, mówię do siebie pilnuj się i pilnuj gościa . Taktycznie mój przeciwnik był nienajlepszy, kilometr do mety a on zaczął spokojnie przyspieszać. Gdyby szarpnął, może by mnie urwał byłem już bardzo zmęczony, ale nie on łagodnie przyspieszał. Szykuje się ostra walka na ostatnich metrach myślę sobie. Ja cie ciągnąłem do mety 15 kilometrów teraz pociągnij ty mnie Emocje buzowały Organizm szykował się na bój ostateczny w takim stanie nie czuje się potwornego zmęczenia jesteś gotowy na walkę, nie kalkulujesz ryzyka. Zaglądam z rywala widzę już balony meta coraz bliżej mowie do siebie nie wyskocz z koła za szybko nie za szybko dasz mu radę.... Jeszcze chwila patrze ostatni raz na balony 250 metrów do mety i ruszyłem z całej siły gwałtownie idąc 200 % tego co byłem w stanie uderzyłem z 45 do 60 przyspieszyłem w chwilę, nokautując przeciwnika nie widziałem go nie potrafię jeździć tak dobrze jak Marcin czy Romek którzy by pewnie podglądnęli czy gość ma szanse. Nie kalkulowałem, szedłem full gas do samej kreski. Na koniec musiałem tylko przeżyć przejazd 61 km/h przez głupkowatą plastikową konstrukcje na mecie w której schowane były kable udało się dostałem za finisz brawa od publiczności byłem z siebie taki dumny.
Zająłem miejsce około 170 na 600 szosowców czyli nie było źle
Wyścigi z startu wspólnego sa świetne są kwintesencja tego czy jest szosa Maratony szosowe to swego rodzaju loteria z kim jedziesz takie masz szanse. Na starcie wspólnym zawsze trzeba uważać a pewnie jeszcze nie raz przyjdzie szlifnąć asfalt Polecam każdemu takie wyścigi jako ciekawostkę, wyniki Leszna ogłoszono przy okazji Giro z Eurosporcie
mój finisz i cały wyścig utrwaliła Strava dla ciekawych szczegółów link zapraszam serdecznie już jutro pierwsza relacja z zbiórki
https://www.strava.com/activities/142138936
Bartosz Kasprzyk
2015-01-17