GRAND PRIX KACZMAREK ELECTRIC MTB 2019
edycja 1 – 6.04.2019 r. – Rydzyna
Sezon rowerowy w pełni. Jak dla mnie to od lutego. Niezależnie od pogody dość często dojeżdżam do pracy. To 20-25 km rano i trochę więcej po południu. Jedyną wadą tego jest konieczność wstawania o 5 rano. Za to zalet mnóstwo, z dotlenieniem na pierwszym miejscu. Tras z Bolesławca do Lwówka dla rowerzysty jest mnóstwo. Zarówno szosowych jak i w terenie. I często można zaliczyć wartościowe podjazdy, szybko pozjeżdżać.
Rozkręca się także sezon startowy. Przebogata jest tegoroczna oferta. Imprezy mtb i szosowe odbywają się w każdy weekend. Modne stają się weekendy mtb-szosa, kiedy to w sobotę jadą górale a w niedzielę szosowcy. Tak robi Cezary Zamana, organizując obok Cisowianki Mazovii MTB także Road Tour. Wielkopolski Solid Mtb organizuje Solid Road, Bike Maratonowi towarzyszyć będą szosowe imprezy w Miękini, Szklarskiej Porębie, Obiszowie. W Warszawie Lang Team.
Mamy też cykle wyłącznie szosowe. Kiedyś były to supermaratony, tyle, że ich organizatorzy poszukali tylko dla siebie dostrzegalnych różnic i podzieli się na nie wiem jakie cykle. Stałym cyklem jest natomiast Road Maraton. Nową propozycją jest Via Dolny Śląsk, który zagości w okolicach Bolesławca, dokładnie w Gromadce, jako Predator Dog’s Head. Oprócz atrakcyjnej trasy, Gromadka w powiecie Bolesławieckim położona jest przy autostradzie A 4 co czyni ją bardzo atrakcyjną dojazdowo. Już dziś zatem zapraszam na 19 maja 2019 r. na wspaniałe ściganie. Na naszej stronie Road-Racing.pl oraz Dogshead.pl stronie sporo o tym poczytacie
A pierwszą sobotę lipca w Ruszowie planujemy kolejny, już piąty, Jagodowy Rajd Rowerowy, wiodący ruszowskimi singieltarackmi.
W moich relacjach poczytacie głównie o imprezach mtb. Jedynym konkretnym planowanym startem w 2019 r. jest etapówka w Beskidach-Gwiazda Południa oraz sześć startów w Bike Maratonie, na którym dawno nie jechałem. Będzie też zapewne Kaczmarek Electric . z nowych cykli pojawił się Scott Challenge, ale zapowiada się na kolejne leśne mtb, patrząc na lokalizacje głównie w województwie lubuskim. Tu mogę polecić lipcowe Lubniewice. Nie byłem tam, ale wiem, że to niesamowita, pełna technicznych smaczków trasa.
Tegoroczny sezon rozpocząłem od inauguracji cyklu Kaczmarek Elektric. Brzmi to może nieco jak masło maślane, ale mam na myśli start w imprezie otwierającej cykl. W dawnym dobrych czasach Powerade Maratonów taką impreza był Murowana Goślina, czy Dolsk, szosowo zaczynało się w Trzebnicy. Z kolei Bike maraton inaugurował we Wrocławiu a ostatnio w Miękini. Mają takie wyścigi swoje prawidła. Z reguły są łatwe. Przyciągają w związku z tym wielu startujących. Często sprzyja pogoda. Organizatorzy główny stopień trudności kreują długością tras a nie przewyższeniami. Tak było Murowanej Goślinie, gdzie Grzegorz Golonko proponował na dystansie mega trasę 70 km w Murowanej Goślinie (giga jechali 100 km).
W tym roku wybór padł na Rydzynę, gdzie inaugurację miał cykl Kaczmarek Electric mtb. O tym jaka to trasa dowidziałem się najpełniej z relacji Bartka, sprzed kilku lat. Teraz czas się przekonać na własnej skórze a ściślej na własnych nogach.
Miasteczko zawodów usytuowane było na terenie barokowego zamku.
Pogodowo w Rydzynie było znakomicie –ciepło i słonecznie. Zatem można jechać „na krótko”. W biurze zawodów załatwienie formalności zajęło mi może 2 minuty. Na stole wyłożono listę startową z numerami i według przypisanych numerów podzielono obsługę. W pakiecie sympatycznie-ręcznik, olej łańcuchowy i skarpety. Jakieś suplementy.
W tym roku frekwencja wyniosła ponad 720 osób na starcie. Jedziemy pętle-dystans mini, mega i giga. Na starcie tradycyjne teamy lubusko-wiekopolskie- VW Samochody Użytkowe, Rant Team, Sogest, Seven Perceptus, Eurobike Kaczmarek.
Kolory strojów w tym roku czerwono czarne. To tego stopnia, że odróżnić Rant, Eurobike, czy Romet można na zasadzie wytęż wzrok i znajdź różnicę. Dodam, że nasze stroje w też w barwach czerwonych ale wyróżnia je czarny bas i białe obramówki nadające stylu naszym strojom.
Oczywiście obecni są też fotografowie- Piotr Łabziewicz i Renata Tyc, która zrobiła mi i wielu innym zawodnikom zdjęcie na mecie.
Startuję nie z 7 lecz z 4 sektora. Bo tylko tyle przewidziano dla dystansu mega.
Ruszamy grubo po 11:00. Oczekiwaliśmy na zgodę policji, gdyż przejeżdżaliśmy przez kilka dróg wojewódzkich i jedna krajową. Początek w tłoku. Jedziemy szerokim szutrem z dużą ilością piachu. Jest ciepło, sucho więc kurzy. Wielkopolska, więc musi pylić. Ze zdjęć widać, że już na tym odcinku doszło do kraksy.
Udaje mi się utworzyć grupę, początkowo jadę na kołach zawodników. Warto jechać w kilku, bo jedziemy lekko pod wiatr. Na pierwszym nawrocie w lewo można jechać samemu, bo jest z wiatrem więc prędkość powyżej 30 km/h. dla mnie to rzadkość. Potem znowu łapię koła przede wszystkim kolarza z żółtym odblaskowym camelbackiem, potem dołącza wysoki kolarz w koszulce Radomski 01. Trudno dać zmianę, bo jedziemy za szybko a dwa, że chłopaki nie odpuszczają. W końcu mocniej naciskam i wychodzę na przód. To przyzwyczajenia z szosy, gdy chciałem mieć swój wkład w jazdę grupy. Nie wiem ile liczy pociąg ale pracujemy we trzech, pomaga nam dziewczyna z Watahy Przemków. Do pierwszego asfaltu średnia wynosi ponad 26 km/h. jest szybko, intensywnie. Mam pewność, że tak mocno w tym roku jeszcze nie jechałem. Próba charakteru, utrzymać się w grupie. Udaje się. Rower full pozwala stabilnie jechać po nierównościach, jechać środkiem drogi, po trawie, tak by nie walczyć z piachem. Migiem przejeżdżamy przez Dąbcze, drogę krajową 12. Pierwsze 17 km to sprint grupie kilku kolarzy. Szerokie szutry, trochę pyłu, jedynie otoczenie się zmienia, po kilku kilometrach otacza nas las. Od 17 km zaczynamy walkę XC w lasach. już jadę sam. To chyba dobrze, potem okaże się, że jazda indywidulana to atut.
Jedna rzecz bardzo mnie cieszy, że nie dogoniła nas czołówka mini. Wydaje mi się, ze pokonałem ten odcinek bardzo szybko, ale jestem o okolicach 330 miejsca.
Początek odcinka xc już na dystansie mega to mocne uderzenie. Kombinacja kliku ciężkich podjazdów i zjazdów. O ile dwa pierwsze jakoś znoszę to już na trzecim moja wydolność domaga się by ja przekonać, że istnieje. Udaje się mocno z trudem ale kolejna stromizna na moim koncie. Znowu singiel między drzewami, sporo zakrętów, nawrót i czwarty podjazd. znowu walka ze sobą, widzę przed sobą mocny podjazd, mówię sobie musi być mój, jeszcze się dopinguję by trzymać i docisnąć kierownice i udaje się. Zjazdy to kręte ścieżki z dropami, które omijam, nie jestem mentalnie przygotowany na zeskoki . tam gdzie nie da się ich objechać to sprowadzam. Na zdjęciach widać, że wielu tak robiło. Ale pod koniec trasy kolejnego dropa pokonam na siodle. Podjazdy na trasie xc mają tu powyżej , 10, 11, 12 a nawet 20% nachylenia, i tak samo zjazdy. Taki odcinki jak wybuchowa, K2, K4, dżungla xc nie bez powodu mają na stravie takie nazwy. Zaskoczył mnie odcinek zwany kilerem. Skręcam w prawo i wjeżdżam w niepozornie wyglądający podjazd, ale po kilku metrach robi się strasznie ciężko, męczę się kręcę, co jest….? Potem okazało się tylko ja to podjeżdżam. Inni prowadzą. Takich zrezygnowanych jest wielu. Mnóstwo skurczy, to pokazuje jak mocna jest to trasa. Singli jest tak dużo, że pamiętam tylko szczegóły, sporo zakręconych, niemal rynien, skoków po korzeniach. Po ok. 37 km czyli ponad 20 km singli jest lżej trochę więcej szutrów, więc gonię tych których widzę, oczywiście to walka o miejsca na końcu stawki, ale widok kogoś przede mną dopinguje do przyśpieszenia. Okazuje się, że tym technicznym odcinku wyprzedziłem ponad 30osób. Wyprzedzam zawodniczkę VW Samochody Użytkowe- Martę, potem jakąś parę, następnie przed odcinkami XC żwirki i K3 jakąś większą grupę i na kolejna sekcję techniczną wjeżdżam sam. A te single strasznie pokręcone, zakręty 180 st. Jadąc sam nie boję się, że ktoś przede mną upadnie i zrobi korek, a tak się dzieje w tej grupie, którą wyprzedziłem. Końcówka jest piękna z widokiem z góry i odcinkiem wzdłuż urwiska. Momentami lewo mieszczę się kierownicą między drzewami. I te podjazdy i zjazdy góra dół po technicznych ścieżkach i wjazdy krótkie, niemal wskakuje się. I wreszcie meta. Dojeżdżam wykończony. Ale po takiej trasie można być tylko uśmiechniętym ze zmęczenia. Było fajnie, płynnie, choć rower full nie okazał się maszyna do podjeżdżania xc.
Do miasteczka zawodów trzeba przejechać 10 km. Dobra szansa na rozjazd. Zawsze to okazja by pogawędzić z kimś. Akurat jedziemy w Marta Volkswagena.
Na mecie spotykam Rafała, z którym objeżdżaliśmy na maratonach kraj w 2014 r. i Magda Wojtyła, która wygrała giga wśród kobiet.
I tak spędziłem 2:27:01 na rowerze. W open zająłem 303 na 365, w M4 95 na 117 miejsce. Zdobyłem 497 p-któw, czyli 71% tego co zwycięzca. O dziwo chyba po raz pierwszy nie zdublowali mnie zawodnicy z giga. Trasa potwierdziła, że warto ją przejechać, że jest początkowo wręcz sprinterska, potem to ciężkie xc jest więc, zróżnicowana i generuje naprawdę duży wysiłek. Na 42 km suma przewyższeń wyniosła ok. 500 m.
Do zobaczenia na na trasach.
Marek Śledziona Road-Racing.pl