Cross Gryfitów – Gryfów Śląski 3.06.2018 r.
O lokalnych imprezach już pisaliśmy. Powtórzę więc krótko, że małe imprezy rowerowe mają swój smak. Z reguły nie są zbyt licznie obsadzone, jednak nie brakuje na nich mocnych zawodników, co powoduj, że bardziej wymagające dystanse niejednokrotnie mają silną obsadę. Trasy naszpikowane są niespodziankami. Autorami są lokalni pasjonaci kolarstwa i dzielą się z przyjezdnymi tym, co mają w swojej okolicy najlepszego.
Jak zatem było w Gryfowie Śląskim 3.06.2018 r?
Przyjechaliśmy z Krzyśkiem. Wreszcie razem na zawodach. Kiedyś na imprezach Grzegorza Golonki zwiedziliśmy wszelkie dostępne Beskidy i Sudety. Dziś już dużo mniej okazji do wspólnych startów. Krzysiek to przede wszystkim bardzo dobry zjazdowiec i jeszcze lepszy serwisant rowerów.
Pogoda tego dnia jak w całym maju i czerwcu; co najmniej do 9.06.2018r. na Dolnym Śląsku królowały upały. Choć niedziela była nieco pochmurna.
Obsługa w biurze zawodów bardzo sprawna, niewielka kolejka i po krótkim oczekiwaniu odebraliśmy pakiety startowe z pomarańczową koszulką na pamiątkę imprezy.
Po krótkiej rozgrzewce docieramy na start. Sporo koszulek Romet Xtra Bike, ale jest też bardzo mocny zawodnik Road-Racing – Jacek Sudół. Wśród publiczności jego małżonka. Danusi życzymy szybkiego powrotu na trasy. Jacek dzień wcześniej biegł na 10 km i dziś startował na dystansie mini, zostać sklasyfikowanym w małym duathlonie. To trochę specyficzna wersja tej dyscypliny, gdyż tradycyjnie duathlon rozgrywany jest w jednym dniu i składają się nań dwa biegi przedzielone jazdą na rowerze.
Na starcie także autor trasy Grzegorz Kołodziej, który preferuje 100 kilometrowe przejażdżki po niedostępnych dla przeciętnego kolarza miejscach w górach, co następnie przekłada się na wysokie miejsca w klasyfikacji w giga w większych cyklach.
Parę minut po 10 rusza impreza. Startujemy z Krzyśkiem na dystansie mega, zapowiadanym jako trasa 40 km; 15 minut później ruszy dystans mini. Dystans mega mocno obsadzony. Takie nazwiska jak Rafał Alchimowicz, Michał Figurski, Tomasz Kołogryf, Eenasz Popiół czy teamy Interferie, Optyk Okular, Seven Perceptus, Mitsubishi Materials Mtb, Immotion Specialized Team znane są z najważniejszych i najtrudniejszych imprez mtb. Zresztą nie gorzej wygląda to na mini.
Początek to wyjazd w dół z rynku i jazda ulica Partyzantów. Mamy więc porządny podjazd. Ciągnie się długo nawierzchnią asfaltową, zatem chwytam się czyjegoś koła i tak szosowo dojeżdżam na jednym z ostatnich miejsc do odcinków terenowych. A te zaczynają się od trawiastej części a po niej las i odcinki zjazdowe. Zjazd jest stromy i szybki. Rychło pojawiają się odcinki singlowe a jedziemy niemal przy brzegu jeziora Złotnickiego. Jego widok przebija się zza drzew. Trasa nie pozwala się nudzić. Nie ma odcinków płaskich - góra i dół. We znaki daje się podjazd na 6 kilometrze krótki ale bardzo sztywny i nachylony. Ktoś przede mną wprowadza rower. Dojeżdżamy do Złotników i tam między budynkami kilka odcinków asfaltowych. Trzeba jednak mocno uważać bo na asfaltach szybko zjeżdżamy. Ciekawy jest podjazd prowadzący na pole uprawne, z którego rozpościera się piękny widok. Krajobrazy po obu stronach. Dalej jeden z ważniejszych punktów trasa – to przejazd przez tamę a potem dwa niewielkie tunele w skałach. Unikatowe miejsce. Potem przejeżdżamy przez dwa ośrodki wypoczynkowe. W jednym z nich miły pan przez mikrofon bardzo miło nam kibicuje. Po wjeździe z Ośrodka jeziora Złotnickiego zjeżdżamy ciekawym stromym singlem i pokonujemy potoczek, z którego wspinamy się na drugi brzeg. Dopiero około 16 kilometra dogania mnie czołówka mini. W niej na 7 miejscu jedzie Jacek Sudół z Road Racing. Jako jedyny jedzie fullem. Ale widać, ze walczy, że ten rower nie przeszkadza mu w płynnej jeździe. Zresztą na tej trasie drugi amor może pomóc. Na trasie jeszcze zjazd niby prosty ale ledwo utrzymałem się rowerze gdyż prawej strony pełno kolein.
Dojeżdżamy do rozjazdu i mega o dziwo w dół. Przede mną druga pętla. I tu niespodzianka wąski mostek będący przeprawą na drugi brzeg jeziora. Barierki są tak wąskie, że ledwo mieszczę się, i tak w końcu ląduję na barierce ochronnej. I teraz znowu zjazdy podjazdy single, niektóre przy samym brzegu. Nie można na tej trasie się nudzić. Tym bardziej, że piękne podjazdy zaliczamy po raz drugi, znowu także przejeżdżamy przez tamę, pod tunelami i po niewielkiej kładce. Po raz kolejny wspomniany pan dopinguje nas prze mikrofon, niby detal a sprawie wiele radości, znowu jest singiel przez strumyk. Trzeba mocno zredukować po ze stromizny pod stromiznę podjeżdżamy.
Teraz kończymy druga pętle i przed nami dojazd do mety. Zaczyna się pod górę a potem magiczny odcinek w lesie wytyczony taśmami. Trzeba robić niemal slalom miedzy drzewami, które są tak gęste, ze niemal zasłoniły słońce. Jeszcze sporo szutrów do podjechania. I wreszcie przez Wieżę asfaltami jedziemy do mety. Teraz tylko zjazd rozpoczęty odcinkiem po płytach i potem wspomniane asfalty. Jeden z nich tak stromy, że gdyby nie piach rozsypany w jednym miejscu byłby mega wyzwaniem jako szosowy zjazd a w kierunku przeciwnym- podjazd. Wreszcie jest meta. Tam czeka Krzysiek przez stoisku Dobrych Sklepów Rowerowych Tadeusza Apanasewicza. Tadeusz był dziś zamykającym wyścig. Jechał na końcu rowerem elektrycznym jako serwis.
Wielkie brawa dla Jacka Sudoła, który w open był7, a kat., M4 zajął pierwsze miejsce. Niewiele zabrakło do podium w duathlonie (bez podziału na kategorie 4-ty).
Ja z czasem 2:11 byłem jak zawsze jednym z najwytrwalszych, ale gdybym z tą średnią prędkością pojechał mini byłbym ok 50 na 110 zawodników. Czyli chyba nie była to zła jazda. Ważne, że sprawiła mi bardzo radości. Potwierdziła wszystkie te przymioty, jakie cechują małe imprezy kolarskie. Gorąco polecam tę imprezę miłośnikom tras technicznych o średniej trudności, za to o wielkich walorach widokowych.
Marek Śledziona
Road-Racing.pl