Acer

 

https://fitwheels.eu/

 

Kaczmarek Electric Bolesławiec okiem uczestnika

Kategoria

GRAND PRIX KACZMAREK ELECTRIC MTB 2019

1.09.2019 r. – Bolesławiec

Lato w pełni. A zatem pełnia sezonu. Nie tylko rowerowego, bo także pobiegać się udało. Na rowerze po raz trzeci pojechałem imprezę etapową Gwiazdę Południa Cezarego Zamany, Bike Maratony w Bielawie i Obiszowie, Wjazd na Śnieżkę, zaś w Bolesławcu Kaczmarek Electric. Wszystko to spróbuję opisać w relacjach. Zaczniemy od najświeższej imprezy, czyli bolesławieckiej edycji Grand Prix Kaczmarek Electric Mtb 2019. Tutaj start jest obowiązkowy, wszak to nasze miasto.

jacek

Bolesławiec to miasto coraz bardziej rowerowe. Funkcjonuje u nas kilka klubów kolarskich. Oprócz Road Racing mamy Bike Stację, Cyklosport i Romet faktory Team. Choć ten ostatni to klub bardziej ogólnopolski, to sporo kolarzy z Bolesławca w nim jeździ. Mamy mocno rozwinięte kolarstwo szosowe, ale i  górskie. Wspomnijmy organizowane na naszym terenie imprezy szosowe - wyścig Via Dolny Śląsk rozgrywany w Gromadce czy kryterium uliczne w centrum Bolesławca. Mamy swoje zawody cross country, a kilkanaście lat temu do Bolesławca na zawody XC przyjeżdżali Mariusz Kowal czy Marek Galiński. Z kolei Rafał Iwan walczył o zwycięstwo w Bike Maratonie.

z

Obecnie w krajowej czołówce korzy jeździ Szczepan Paszek z Fitwheel. I właśnie Szczepan był autorem trasy tegorocznej edycji Kaczmarek Electric mtb w Bolesławcu. W porównaniu z 2018 r. organizator Mariusz Lickiewicz zdecydował o diametralnej zmianie trasy. Już nie jechaliśmy w kierunku zachodnim, lecz na południe. Tak, zamiast płaskiej trasy, została zaproponowana  dość wymagająca podjazdowa i zjazdowa, z wieloma odcinkami cross country. W odróżnieniu od wielu tras Kaczmarka mtb w bolesławieckiej nie było praktycznie odcinków piaszczystych, tak charakterystycznych dla Wielkopolski czy Ziemi Lubuskiej.

sledziona

Organizatorzy Cyklu Grand Prix Kaczmarek Electric Mtb w 2019 r. nieco zwiększyli stopień trudności na dystansie mega, jednocześnie zmniejszając ich długość; tak samo uczynili na mini i giga.  To spowodowało zwiększenie frekwencji na dystansie mega w stosunku do mini. W Bolesławcu na mini pojechało 191 na mega 248, na giga 59. 

Impreza odbyła się nad rzeka Bóbr przy zabytkowym wiadukcie kolejowym. Sceneria wymarzona. Jedna z najciekawszych, jakie znam.  Miejsce robi wrażenie.

aa

Na starcie tradycyjnie wielu kolarzy z województw dolnośląskiego, lubuskiego i wielkopolskiego, ale przede wszystkim z Bolesławca i okolic. Mnie cieszy spotkanie Marusza Grzelaka, z którym (i resztą ekipy) kiedyś tworzyliśmy Bike Satisfaction Team. Mariusz jedzie w charakterystycznej niebieskiej koszulce. Jest oczywiście inny zawodnik tamtego teamu Krzysiek Bendkowski.

Nasz klub- Road-Racing -reprezentują Mirek Łukawski na dystansie giga, Krzysiek Leszczyński i moja, jak zawsze, skromna osoba na dystansie mega oraz na mini Jacek Sudół. Małżonka Jacka – Danusia- znalazła nową pasję – fotografię. Pokazała, że ma prawdziwy talent  w tej dziedzinie. Mamy piękne zdjęcia Jej autorstwa, które pokazują okolicę ul. Gdańskieji zlokalizowane tam pierwszy zjazd i końcowy podjazd. Widać ile pyłu unosi się spod kół na ostrym zjeździe, że kolarze mieli tam problemy oraz jak niewielu kolarzy potrafiło wjechać podjazd typu xc.  I taka jest prawda o bolesławieckiej imprezie. A ja cenię zdjęcia, które oddają charakter imprezy. Nie bawi mnie oglądanie pozowanych, sztucznych uśmiechów zawodników, którzy machają do fotografa ręką i wyglądają jakby jechali rowerem miejskim na lody.

Pogoda 1 września 2019 r., była makabryczna, czyli świeciło piękne słońce a temperatura o godz. 11 przekroczyła 30 stopni. Zastanawiam się jak w takim skwarze rozłożyć siły i pojechać 45 km dzień po zdobyciu Śnieżki. Pewnie początek spokojnie a potem w miarę coraz mocniej, byle nie odcięło na trasie.

Przed startem krótka rozgrzewka wzdłuż rzeki. Wśród trenujących rowerzystów znalazła się przemiła biegaczka. Wyrazy uznania dla Pani, która w upalny niedzielny poranek zdecydowała się na bieganie. Drugie kółko przejechałem w towarzystwie kolegi Romana z Zielonej Góry, którego podziwiam za powrót dościgania.

Ruszamy parę minut po 11 spod wiaduktu. Początek wzdłuż rzeki Bóbr. Ruszam z zaszczytnego czwartego sektora. Nie da się jechać spokojnie. Otoczenie kolarzy, szybki początkowy odcinek skłaniają do przyspieszenia. Wjeżdżamy na bruk na ul. Gdańskiej. Tu działa nasza strefa kibica Road - Racing. Bartek z Marcinem filmują i dopingują. Dopingiem dodają mi mocy, więc przyspieszam i parę osób udaje się wyprzedzić. Pierwszy dość konkretny podjazd prowadzi w stronę Zakładów Ceramicznych Manufaktura, ale zaraz skręcamy do lasku i tam fajny zjazd do asfaltu. Sprawił on sporo problemów kolarzom. Kilka osób upadło, stosunkowo dużo osób sprowadziło rowery.

Kolejny odcinek prowadził dość pofałdowaną polną drogą do Rakowic i dalej szutrem do Otoku. Po początkowym rozproszeniu zawodników na dalszym  płaskim odcinku udaje mi się dogonić kilku kolegów i jedziemy w pociągu. Ja pasożytuję, jadąc czyichś kołach, ale też zawodnicy nie umożliwiają by dać zmianę. Tempo nieco spada na końcu odcinka a koleina po lewej stronie nie pozwala wyprzedzić. Ale spokojnie. Miejsca na wyprzedzanie jest aż nadto na polnym podjeździe prowadzącym do rozjazdu mini/mega. Początek dystansu mega to podjazd leśny po dobrej nawierzchni i wyjazd na drogę wśród pól uprawnych aż do drogi Otok-Kraszowice. Na tym odcinku można się pościgać. Oczywiście rywalizacja na końcu IV sektora przypomina  nieco rywalizację Roberta Kubicy i George Russella w Formule 1. Ale realizatorzy transmisji z F1 nawet walkę o 15 miejsce pokazują w powtórkach. Ważna jest walka.

Od 10 km zaczyna się sekwencja podjazdów i zjazdów w okolicach Kraszowic i Nowych Jaroszowic. Początkowo lekko po górę potem ostry zjazd, wreszcie można poczuć prędkość i moc roweru full na lekko nierównym zjeździe, dalej płaski kawałek. Teraz nowość odkryta przez autorów trasy. To odcinek dotychczas nieuczęszczany, lekko techniczny, prowadzący po trawie, trzeba mocniej pokręcić, zaś po nim dwa ciekawe i długie podjazdy na przemian ze zjazdami. Pomału ujawnia się potencjał podjazdowy okolicy. Na razie technicznie jest dość łatwo, ale trasa wymaga wysiłku. Upał na takich odcinkach nie pozwala o sobie zapomnieć. Rower full pomaga szczególnie na pofałdowanym odcinku wzdłuż pola uprawnego. Przy okazji po prawej stronie mamy piękną panoramę okolicy. Potem kolejny zjazd i dojeżdżamy do popularnego podjazdowego odcinka łączącego Kraszowice i Nowe Jaroszowice, z tym, że jedziemy tylko końcowy fragment podjazdu i część zjazdu, gdyż dość niespodziewanie skręcamy w prawo. Przed nami zakręcony odcinek techniczny, trzeba mocniej nacisnąć na pedały i przytrzymać kierownicę na singlowym zakręconym podjeździe. Potem techniczny zjazd i kolejny mocny leśny podjazd, jeden z najważniejszych w okolicy, nazwany na stravie „up po kamieniach”.  Tu już zawodnicy odczuwają trudy jazdy, mimo, że to dopiero 15 km, to potrzebna pomoc medyczna. Jadąc wymijamy karetkę pogotowia. Ktoś zasłabł a być może na wspomnianym nawrocie ktoś zaskoczony nagłym zakrętem zaliczył wiraż. A trasa jak była zróżnicowana, tak jest dalej. Dojeżdżamy w okolicę Bad Element. Przy podjeździe kibicuje nasz kolega Irek. Zachęcony Jego dopingiem wyprzedzam kilku zawodników, w tym dwóch z Lincoln Bester. Po 17 km pierwszy bufet. Mój bidon 0, 8 l jest prawie pusty. Uzupełniam wodę. Ruszamy kostką brukową do lasu i przed nami najbardziej techniczna cześć trasy, czyli ul. Jeleniogórska w Bolesławcu. Rozpoczyna ją singiel wzdłuż ogrodzenia strzelnicy wojskowej, strzałów nie słychać. To bardzo wymagający technicznie odcinek z wiecznie wilgotnymi drewnianymi mostkami. Po za tym wąsko. Trzeba przyznać, że najtrudniejszych miejscach dobrze oznaczono drogę taśmami. Ile się da jadę na siodle, dopiero końcówkę nie tylko ja, lecz cała grupa zawodników pokonujemy z buta. Potem zjazd do tzw. Kopalni, wybieram nieco dłuższą i łagodniejszą wersję zakończona zakrętem o 180 st. Ileż radości daje taki zjazd. Zawodnik, który wybrał wersję stromą i trudniejsza na końcu zjazdu zalicza stylowe OTB. Ode mnie nota 19,5. Na szczęście bez kontuzji. Potem dojechaliśmy szeroko reklamowanego odcinka ze zjazdem po schodach. Ja wybrałem łagodniejszy odcinek, czyli sekwencję dwóch zjazdów o jakimś wielkim nachyleniu. Pierwszy sprowadziłem (nie tylko ja, lecz także wielu innych zawodników), ale drugi zjechałem wprost do Stefy Kibica. Chłopaki z Road-Racing – Bartek, Marcin, Arek, Julek, Oliwer, Romek, Maciek i kolega Fabian robili naprawdę fajną wrzawę. Gdyby nie ich podpowiedź to nie bardzo wiedziałbym, w którą stronę jechać a tak niesiony dopingiem, przy wsparciu Julka wjechałem singlowy, mocno stromy podjazd i objechałem  techniczną pętle z dwoma ostrymi zjazdami i podjazdami. Po tej sekcji xc jedziemy do Bożejowic, a tam kolejne, nieznane dotychczas ścieżki. Jedziemy z Mariuszem i drugim kolarzem. Jadę jako trzeci a spod kół poprzedzających rowerów unosi się pył, nie jest tego dużo, ale nie widać nawierzchni, a trzeba uważać by nie polecieć na jakimś korzeniu czy kamieniu, a jest odcinek dość szybki. Po drodze brakuje strzałek. Być może ktoś życzliwy zabrał strzałki pokazujące zakręt w lewo w okolicy ul. Jeleniogórskiej i potem zjazd na drogę rowerową Cyklosportu. Zabrakło także dodatkowego bufetu, w tym skwarze niezbędnego na ok. 25 km. Na szczęście po drodze stoi ekipa Seven Perceptus i Kasia Boczkowska-Pidek uzupełnia mój pusty już bidon. Piękne dzięki. Od 30 km po rozjeździe mega/giga dojechaliśmy do trasy mini w Otoku a tam sekcja xc  zjazdy, podjazdy zakręty, korzenie, zryta nawierzchnia.   Doganiają nas też zawodnicy z czołówki Giga- Marek Konwa, po nim jadący razem Przemysław Rozwałka i Maciej Kasprzak (potem Przemysław odjedzie) zaś dalej za nimi Szczepan Paszek, jadący na 4 miejscu.

Na 36 km ostatni bufet. I dobrze bo bidon już suchy. Końcówka to wspaniały singiel wzdłuż Bobru, choć wjazd na niego trochę mało widoczny, i niektórzy kolarze pojechali prosto, docierając nad samą rzekę. Potem zwracali i dwaj z nich uświadomili mnie gdzie mam jechać. Pięknie się jechało wzdłuż  rzeki i murowanego ogrodzenia. Kilka fajnych hopek uskoków zakrętów. Na sam koniec jeszcze odcinek XC na ul. Gdańskiej, uwieczniony przez Danusię. Udało mi się podjechać tylko jeden z czterech pionowych pojazdów. I mamy zasłużoną metę. A tam już dekoracja na dystansie mini. Nasz zawodnik Jacek Sudół z czasem 49 minut był 12-ty w open i 3-ci w kat M4. Kilku zawodników z Bolesławieckich teamów też odnotowało sukcesy. Artur Kubicz z Bike Stacji był 4 w open i wygrał w kategorii M3 , wyprzedził o sekundę Łukasza Ryża. Trzeci w M2 był Łukasz Zamojski a czwarty w M3 Dominik Tałanda z Romet Faktory.

Na dystansie mega wysoko uplasował się Krzysiek Leszczyński. Początkowo był na czele (na pierwszym międzyczasie ten sam czas, co zwycięzca), potem długo utrzymywał się w walce o zwycięstwo w kategorii. Na 6 km przed metą miał defekt opony i ostatecznie w M2 był czwarty w open zaś 21 z czasem 2 godz. i 4 minuty.

Ja maraton ukończyłem w 3 godziny na 199 miejscu open i 76 w M4. Sukcesywnie poprawiałem miejsce.

Na dystansie giga Mirek Łukawski 65 km przejechał w 3 godz. i 34 minuty, co dało 48 miejsce w open i 8 w kat M4.

Mnie mile zaskoczył Krzysiek Bendkowski, który pojechał pierwsze Giga w życiu.

Ogólnie podziękowania dla Mariusza Lickiewicza i Szczepana Paszka za pokazanie nam nowych odcinków i za świetną zabawę, duży wysiłek w trudnych warunkach na bardzo ciekawej trasie. Przy tworzenie trasy uczestniczyli również Mariusz Zgodziński, Krzysiek Greiner, Andrzej Wójcik, Kamil Ryś.

Na koniec pozostaje zaprosić kolarzy MTB na wyścig XC we Wrześniu do Bolesławca tam dopiero będzie się działo!

Marek Śledziona, Bartosz Kasprzyk

Road-Racing.pl